Młodzi, ambitni, kreatywni… Tacy są założyciele Zortraxu. Olsztyńska firma podpisała kontrakt z… amerykańską firmą Dell. I usłyszał o niej cały świat. Nie zamierza jednak wynosić się ze stolicy Warmii i Mazur. Zostaje w Olsztynie, bo tu jest im najlepiej.
Kontrakt wart niemal 10 mln dolarów został już wstępnie podpisany. Kiedy tylko ta wiadomość przedarła się do mediów, o olsztyńskiej firmie zrobiło się bardzo głośno. I to nie tylko w Polsce, bo podobne zamówienia zdarzają się rzadko.
Jeszcze bardziej zaskakujący może być fakt, że Zortrax powstał zaledwie kilka lat temu i na początku tworzyło ją dwóch mieszkańców Gołdapi. Dzięki ich pomysłom i zapałowi o Olsztynie usłyszał już cały technologiczny świat. Kim są twórcy drukarki?
Połączyła ich wspólna pasja
Rok 2001. Internet w Polsce dopiero raczkuje. Niewiele osób ma do niego dostęp w domu, routery i internet bezprzewodowy są marzeniem. Za to niezwykłą popularnością cieszą się kafejki internetowe. Pochodzący z Gołdapi Rafał Tomasiak, założyciel i prezes spółki Zortrax, wybrał się do jednej z nich. Tam poznał Michała Olchanowskiego, mieszkającego w… Gołdapi fascynata komputerów. — Jak się okazało mieliśmy tą samą pasję: nowe technologie. Od zwykłej pogawędki przeszliśmy do wspólnych planów zawodowych. Połączyły nas te same zainteresowania — wspomina Rafał Tomasiak.
Obaj rozpoczęli studia — marketing w Wyższej Szkole Finansów i Zarządzania w Ełku. Później wszystko zaczęło iść niezwykle łatwo. — Pisaliśmy programy do telefonów komórkowych. Byliśmy na tyle dobrzy, że współpracowaliśmy z takimi koncernami jak Sony Erickson. Zaproponowano nam pracę w Hongkongu, więc w 2006 roku przenieśliśmy się tam — opowiada prezes Zortraxu.
Życie w Azji spodobało się Marcinowi na tyle, że postanowił tam zostać. Rafał chciał wrócić do Polski, ale jednocześnie nie miał zamiaru zrywać zawodowych kontaktów z Michałem. Na nowe miejsce zamieszkania wybrał Olsztyn. — Trudno jest mi teraz sobie przypomnieć, jakie były konkretne powody tej decyzji. Chyba musiałem znaleźć swoje miejsce na ziemi. Nie każdy lubi zatłoczone miasta i ogromne wieżowce za oknem. Olsztyn wydawał mi się optymalnym miejscem do życia i pracy. W porównaniu do Hongkongu jest bardzo mały, ale jednocześnie można w nim rozwinąć skrzydła — wyjaśnia Tomasiak.
Założyciel spółki nie ukrywa, że ważne były również względy ekonomiczne. — Prowadzenie firmy w Olsztynie jest nieporównywalnie tańsze od Warszawy czy Krakowa, a nie przymierzając do europejskich i światowych stolic… Poza tym do pracy dojeżdżam w 10 minut. Jest ładnie, zielono i przyjemnie. W dobie internetu lokalizacja biura nie jest żadnym problemem. Nigdy nie żałowałem swojej decyzji — podkreśla Rafał Tomasiak.
Wracając do Olsztyna, postanowił założyć własną firmę. Na targach w Hongkongu, trzy lata temu, zobaczył pierwszą drukarkę 3D. Zainteresował go ten innowacyjny produkt. Stwierdził, że rynek jest chłonny, a jeśli udałoby się zmniejszyć koszt produkcji, to odbiorcami drukarki mogłyby być także mniejsze i średnie firmy. — Miałem do przemyślenia sporo spraw, ale postanowiłem pójść w tym kierunku. Chciałem zbudować własną drukarkę 3D — dodaje Rafał. Nie od razu jednak się na to zdecydował. Zaczął od podstaw.
Małymi krokami do celu
— Na początku uruchomiliśmy produkcję konkretnych elementów do drukarki. W pewien sposób eksperymentowaliśmy, sprawdzaliśmy, co można zrobić, a co nie. To trwało ponad dwa i pół roku. Dopiero po tym czasie stworzyliśmy finalny produkt, czyli drukarkę Zortrax M-200 — dodaje Rafał Tomasiak.
Zanim jednak do tego doszło, niezbędne było zebranie dobrego zespołu. Prezesowi firmy zależało na ludziach kreatywnych, pomysłowych i pełnych energii. Oczywiście musieli być równie zafascynowani tematyką, co on sam. Pierwszą osobą, którą Rafał zaangażował w projekt, był jego brat Radek, który zajmuje się programowaniem i obsługą techniczną. Jako kolejna pojawiła się olsztynianka Karolina Bołądź, absolwentka Olsztyńskiej Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania.
— Odpowiedziałam na ogłoszenie o pracę i okazało się, że jestem odpowiednią kandydatką. Dołączyłam do zespołu, kiedy produkt praktycznie nabierał już ostatecznego kształtu. Dzięki temu brałam udział w jego dopinaniu i przede wszystkim zajęłam się promocją — opowiada.
Dzięki Karolinie w zespole pojawił się też Grzegorz Wiśniewski, specjalista w druku 3D i jej dawny kolega ze szkoły. W ten sposób Rafał Tomasiak skompletował ekipę młodych i ambitnych ludzi, których celem była produkcja nowoczesnego urządzenia, profesjonalnego i w przystępnej cenie. Firma początkowo nazywała się Gadgets3D. Cały zespół miał ręce pełne roboty. Tygodnie prac, prób, testów, nieprzespanych nocy…
— Pracowaliśmy po kilkanaście godzin dziennie. I wcale nie szło tak gładko, jakby mogło się wydawać. Kiedy już mieliśmy pewność, że urządzenie działa bez zarzutu i jest wysokiej jakości, napotkaliśmy na swojej drodze kłody w postaci problemów finansowych. Na uruchomienie masowej produkcji potrzeba było sporo pieniędzy. Nie mieliśmy ich — mówi Karolina.
Ponad sto tysięcy w tydzień
Finanse nie okazały się jednak przeszkodą nie do pokonania. Pomysłowi młodzi ludzie postanowili zareklamować produkt na kickstarter.com, znanym portalu crowdfoundingowym. Co to takiego? — Mówiąc w dużym uproszczeniu, to finansowanie społecznościowe. Internauci finansują projekty, które według nich są nowatorskie i najlepsze. Wpłacają mniejsze lub większe pieniądze, składając się w ten sposób na jego produkcje — tłumaczy Karolina Bołądź.
Całą kampanię przygotowała i przeprowadziła właśnie Karolina. Jak mówi, nie obyło się bez niedociągnięć. — To była dla nas trochę nowość, może nie wszystko wyszło tak, jak chcieliśmy… Tak czy inaczej, kampania na kickstarter okazała się sukcesem — podkreśla Bołądź.
Trójwymiarowa drukarka z Olsztyna przypadła do gustu użytkownikom portalu. W tydzień przeznaczyli na realizację projektu 100 tys. dolarów. — Ostatecznie uzbieraliśmy 180 tys. dolarów. To jednak dalej była kropla w morzu potrzeb. Kickstarter pomógł nam nie tyle finansowo, co promocyjne. Wokół drukarki zrobiło się nagle głośno, zaczął się szum medialny. A zależało nam właśnie na tym, żeby jak najwięcej osób dowiedziało się o Zortrax M200 — dodaje Tomasiak.
Młodzi ludzie nie chcieli ubiegać się o żadne unijne dofinansowania. Wszelkie formalności oznaczały oczekiwanie. Złożenie wniosku i dokumentacji, rozpatrywanie, czekanie na wypłatę pieniędzy, rozliczanie się… — Nie mieliśmy czasu na szukanie tych wszystkich programów i bawienie się we wnioski. Poza tym nikt nie dałby nam gwarancji, że dostaniemy jakiekolwiek pieniądze. Postawiliśmy na dynamiczną promocję — tłumaczy Karolina.
Rozwiązanie problemów przyszło samo. Chwilę po tym, jak prezentacja urządzenia znalazła się w internecie, zainteresował się nią Dell. Uzgadnianie szczegółów trwało kilka miesięcy. Na początku firma uznała, że nie jest w stanie dostarczyć wymaganej liczby produktu. Kiedy jednak sytuacja się rozwiązała, wznowiono rozmowy. — Pochwaliliśmy się tą wiadomością dopiero po podpisaniu umów wstępnych. Z naciskiem na „wstępne”, bo media nieco się rozszalały i mówiły o podpisaniu kontraktu. Przed nami do załatwienia sprawy organizacyjne, spedycjne itd. Jest jeszcze wiele do uzgodnienia, ale zbliżamy się do fazy finalnej — podkreśla Rafał Tomasiak.
Tygrys za kilka złotych
Zortrax dostarczy drukarki Dellowi w dwóch transzach — pierwszą po koniec pierwszego kwartału tego roku. A właściwie dlaczego, międzynarodowy koncern zainteresował się olsztyńskim sprzętem?
— Dzięki niemu Dell zaoszczędzi koszty. Nasza drukarka jest tania, szybka i wydajna, ale jednocześnie dokładna. Dell wykorzysta ją do drukowania prototypów swoich urządzeń. Przeliczając to na kilkadziesiąt sztuk jednego prototypu, na ich produkcji może zaoszczędzić nawet 80 procent — odpowiada prezes firmy.
Drukarka Zortrax M200 może wydawać się lekka i niewielka. To pozory. Waży ok. 16 kilogramów i ma wymiary 43 cm-36 cm-34,5. Dzięki niej można wydrukować z plastiku wiele rzeczy, prototypy urządzeń, zabawki, figurki… — Z jednej strony, pomoże firmom ograniczyć koszty produkcji prototypów. Nadaje się także na rynek hobbystyczny. Drukowaliśmy na niej postacie z gier czy bajek, modele samochodzików, modele rzeźbiarskie — wylicza Karolina Bołądź. Wystarczy podłączyć do urządzenia pendrive z projektem danej rzeczy lub przesłać obraz przez wifi. Następnie drukarka zaczyna od podstaw odtwarzać dany obraz w rzeczywistą formę.
— Używa do tego tworzywa ABS. Większość rzeczy, która nas otacza jest wykonana z ABS. Obudowy aparatury elektronicznej, sprzętu agd, elementy samochodów czy zabawki. Tworzywo ma postać drucika, który stopniowo owija się, tworząc daną figurkę. Kiedy pierwszy raz widzi się, jak to się dzieje, zazwyczaj spędza się noc, patrząc, jak coś powstaje z niczego — wyjaśnia Tomasiak.
Całą noc, bo wydrukowanie np. figurki tygrysa trwa około 10 godzin. — To i tak krótko. Inne drukarki potrzebują nawet doby. Niewielki jest też koszt wyprodukowania tego tygrysa. Może to być jakieś kilka złotych — dodaje.
Nieważne, skąd jesteś
Drukarka jest przeznaczona na rynek biznesowy, kosztuje 1900 dolarów. Jak przypuszczają jej twórcy, w przyszłości pewnie przejdzie do użytku domowego. — Nie mówimy o perspektywie najbliższych kilku lat, ale dalszej perspektywie. W druku 3D dalej tkwi ogromny potencjał. Mamy więcej pomysłów. Obecnie pracujemy nad nową drukarką, w której wydruk będziemy otrzymywali z płynnego materiału. Składamy pierwszy prototyp — opowiada Karolina Bołądź.
Kontrakt z Dellem nie jest ostatnim, jaki planuje podpisać Zortrax. M200 zainteresowały się również inne koncerny. — Nawet większe, ale nie możemy jeszcze mówić o szczegółach — ucina Rafał Tomasiak. Firma dalej się rozrasta. Teraz pracuje w niej już 20 osób, a rekrutacja kolejnych pracowników trwa. Mają biuro w Olsztynie i Hongkongu.
Sukces Zortraxu może wydawać się niezwykły szczególnie młodym ludziom, którzy nawet nie śnią o tak spektakularnej karierze w tym wieku. — To trzeba mieć we krwi. Już tak jakoś jest, że jedne osoby mają żyłkę do sukcesu, drugie niestety nie. Najważniejsze jest jednak mieć pomysł i chęci do działania. A wtedy fakt, że pochodzisz z małego miasta, nie będzie miał żadnego znaczenia — doradza szef Zortraxu.
Źródło: Gazeta Olsztyńska